W maju w podkaście skupimy się na temacie samoakceptacji, asertywności oraz budowaniu pewności siebie. Ola Budzyńska, twórczyni marki Pani Swojego Czasu, jest niesamowicie pewną siebie i wyluzowaną kobietą. Ola opowie o tym jak budowała swoja pewność siebie budując swój biznes online.
Tutaj znajdziesz Olę (Panią Swojego Czasu)
Poniżej wersja podcastu do czytania
Cześć Olu! Dzięki za przyjęcie zaproszenia do mojego podcastu, bardzo długo na to czekałam. Zrobiłam ostatnio ankietę na Instagramie, w której zapytałam moje obserwatorki o to, czy akceptują siebie. Na kilka tysięcy osób jedynie 100 z nich odpowiedziało, że akceptuje siebie totalnie. Wiem, że to tylko ankieta na Instagramie, dała mi jednak do myślenia. Ty z kolei jesteś jedną z kobiet, które są mega pewne siebie. Zawsze taka byłaś? Jak to u Ciebie wyglądało?
Odpowiedź brzmiałaby: nie zawsze tak było. Rozwijając myśl, w rodzinie byłam wychowywana na typową dziewczynkę. Nie wychylaj się, nie wykłócaj się, bądź grzeczna i miła. Naucz się gotować, bez tego męża nie znajdziesz. Moja mama była przekonana, że takie zachowanie pomaga w życiu. Więc myślałam o sobie jako o osobie której brak pewności siebie. Bardzo mało wierzyłam w swoje kompetencje, możliwości. Zaczęło się to zmieniać dopiero pod wpływem mojego obecnego męża, wtedy będącego moim totalnym przeciwieństwem. Ja byłam kimś w stylu: O Boże Boże, co sobie ludzie pomyślą o mnie? Gruba, brzydka, niemądra. A mój mąż by powiedział: jestem Budzyński i co mi zrobisz?
W wieku 19 lat wyprowadziliśmy się do Krakowa i zaczęliśmy mieszkać razem. Zauważyłam wtedy, że jemu w życiu jest łatwiej. Zawsze byłam przekonana, że jak będę taka grzeczna, to ludzie mnie uwielbiać i kochać. Okazało się natomiast, że to mój mąż cieszył się większym szacunkiem niż ja, mimo swojego mniej zgodnego charakteru. Robił to co chciał, nie robił tego czego nie chciał. Dalej miał znajomych, przyjaciół, pracę. Ja z kolei miałam wrażenie, że ciągle robię więcej i więcej. Że ciągle mnie ktoś tam wykorzystuje. Jeszcze nie przyszło mi do głowy, że po prostu daję się wykorzystywać.
Kolejnym etapem było urodzenie dzieci. Większość mam wie, że nawet jeśli nie potrafisz zawalczyć o swoje to zawalczysz o swoich dzieci. Tak ta pewność siebie powoli dojrzewała. Później była kariera zawodowa, w której zadecydowałam: chcę się zmienić. A największy rozwój mojej osoby następował równolegle do rozwoju Pani swojego czasu. Uczyłam się tego na bieżąco. Zresztą, można łatwo to znaleźć, porównując moje pierwsze odcinki i nagrania live z tymi obecnymi. Ogromna różnica. To po prostu wykształciło się razem ze mną, moim biznesem.
Nasunęło mi się pytanie. Rozmawiałaś o tym z mężem Piotrkiem? Dlaczego jest tak, że Ty się nie urodziłaś taką pewną siebie a Piotrek już tak? A może miał po prostu inne wychowanie, otoczenie?
Nie wiem, jak został wychowany. Wiem za to, jaka jest moja teściowa. Dokładnie taka sama jak mąż. Ona się odnajdzie w każdej sytuacji. Choćby stanęła przy królowej angielskiej, będzie się zachowywać tak samo pewnie. To Piotrek zdecydowanie wyssał z mlekiem matki.
Ja się urodziłam w naprawdę fajnej rodzinie. Mam piątkę rodzeństwa i u nas trzeba było o wszystko walczyć. Trzeba też było dużo pomagać. Teraz bardzo się z tego cieszę, bo takie wychowanie dużo pomogło. Nie było tam słodzenia w stylu: córciu jesteś najlepsza! Tata raczej się podśmiewywał z tego co robię. Moja ambicja wzięła się z tego, że mu chciałam udowodnić, że potrafię, że dam radę. Z kolei pewność siebie musiałam sama sobie budować. Nie mam tego za złe rodzicom, mieli na pewno dobre intencje.
Czy osoby, które nie miały takiego dobrego startu z budowaniem pewności siebie, mogą to zmienić? Ty jesteś tego dowodem. Jak u Ciebie przebiegał ten proces? Ostatnio zadano mi pytanie na Instagramie: masz 24 lata i tyle już osiągnęłaś. A ja mam 29 lat i już jestem za stara na to, by coś zmienić. W odpowiedzi podałam Ciebie jako przykład. Oczywiście nie chcę Ciebie nazwać starą, ale nie założyłaś Instagrama w wieku 21 lat, bo jego wtedy w ogóle nie było. Jak wyglądała wcześniej Twoja praca i jaki był bodziec do jej rzucenia?
Moja dawna praca to temat rzeka, więc odpowiem krótko. Osobom, które mnie pytają o Panią swojego czasu, że one są za stare by coś zmieniać, odpowiadam: Pani swojego czasu powstawała 34 lata. Jak ja miałam 28 lat to kompletnie nie myślałam o tym. Często też powtarzam, że to nie był mój pierwszy biznes. On nie odpalił od razu jak rakieta. Tworząc Panią swojego czasu miałam już ogrom doświadczenia zawodowego.
Już jako nastolatka zostałam zatrudniona przez rodziców. To nie było tak jak teraz, że zostałam zatrudniona by poznać wartość pieniądza. Po prostu, potrzebna była pomoc w weekend i szłam do roboty. Nikt się mnie pytał czy chcę dorobić, czy chcę się uczyć o wartości pieniądza. Po liceum wyjechałam na studia i zaczęłam polonistykę. Moi rodzice byli przerażeni moją przyszłością po tym kierunku studiów. Byłam przekonana, że chcę zostać nauczycielką, uczyć polonistyki. Jednak na studiach, już na pierwszym roku pokonał mnie język starocerkiewnosłowiański. Rzuciłam studia, chciałam wrócić do domu. Rodzice mi wtedy powiedzieli: dziecko, kochamy Cię bardzo, ale nie będziemy Ciebie utrzymywać. Polonistyka miała być szczęściem Twojego życia, a już nie jest. Nie zrobili tego ze złej woli, po prostu sytuacja finansowa w rodzinie była wtedy kiepska. Zaczynając studia dzienne z socjologii, od pierwszego roku studiów utrzymywałam się sama, w 100%. Robiłam wszystko: od sprzątania mieszkań w Krakowie (do teraz wspominam to traumatycznie), przez robienie ankiet, kino, firmę konsultingową, aż po bycie stewardessą w arabskich liniach lotniczych.
W końcu dostałam się na staż do firmy szkoleniowej. Po roku wybrali najlepsze dla nich osoby, którym proponowali stałą pracę. Dostałam się tam i w tej firmie pracowałam 8 lat. Tam zaczęła się moja przygoda ze wszystkim tym, czego teraz uczę. Całą tą efektywność osobistą i zarządzanie czasem poznawałam w tej pracy. Pracowałam dla korporacji, jako trenerka dla pracowników różnych szczebli korporacji. Na początku pracy jeździłam po całej Polsce i szkoliłam się za darmo. To były takie czasy, że nikt nie płacił komuś za uczenie się. Z czasem zaczęłam iść w górę w tej hierarchii trenerskiej. Po około 7 latach miałam już jasny pogląd na tę pracę. Praca świetna, dobrze płatna. Ale nie masz możliwości awansu. Mi jednak najbardziej przeszkadzało oddanie moich najlepszych lat życia na sali szkoleniowej. Jedyne jak mogłabym się dalej rozwijać i zarabiać więcej to więcej pracować. A nie tędy droga. Więc zaczęłam myśleć jak to zmienić. Wtedy, również podczas wykrycia choroby mojego syna, powstała Pani swojego czasu.
Kiedy ją założyłaś: 3, 4 lata temu?
Co Ty, 6 lat temu! 2014 rok.
A ja myślałam, że jakoś niedawno! Czas szybko płynie. Czy podczas tworzenia miałaś wątpliwości, obawy co do powodzenia projektu?
Wtedy nie znałam drugiej osoby w świecie online z takim doświadczeniem jak ja. Wróćmy się teraz do teraźniejszości, 2020 roku. Ludzie bez żadnego doświadczenia biorą się za robienie kursów online. Żadnej wiedzy ani praktyki. Przeczytali dwie książki i już tworzą kurs. Ja miałam za sobą setki godzin na sali szkoleniowej, pełno trudnych konfrontacji twarzą w twarz. W korporacji to nie jest tak, że ludzie z wielką chęcią idą na szkolenie. Oni zostali wysłani na szkolenie, żeby można było z nich wycisnąć jeszcze więcej. Dlatego dużo z nich jest negatywnie, czasami wręcz wrogo nastawionych do mnie – jako szkoleniowca. Na początku tego nie zauważałam i dziwiłam się, dlaczego są tak negatywnie nastawieni. Z czasem lepiej to zrozumiałam.
Tak więc wiedzę merytoryczną to ja mam w malutkim paluszku. Pod kątem wiedzy merytorycznej byłam przekonana, że wymiatam. Drugą rzeczą, która mi bardzo pomogła była znajomość procesu szkoleniowego. Są specjaliści i specjaliści, którzy potrafią uczyć. Ja wiedziałam, że potrafię uczyć innych. Pod kątem tych dwóch kwestii wiedziałam, że mi się uda.
Natomiast w ogóle nie znałam świata online. Żadnych blogerów, blogerek. Nie znałam Instagrama, bo nie wiedziałam, że takie coś istnieje. Więc cała ta blogosfera była dla mnie jedną wielką tajemnicą. Nie wiedziałam co tam się dokładnie dzieje i chyba to mi trochę pomogło. Jakbym była świadoma całego tego hejtu to nie mam pewności, czy bym się na to zdecydowała. Za to bardzo bałam się opinii ludzi, co inni o mnie pomyślą i powiedzą. Przez pierwszy rok działania Pani swojego czasu jednocześnie pracowałam jako trenerka. Nie dało się tego ukryć, kiedy ogłaszałam się na facebooku z newsletterem. W tym czasie byłam pod totalnym ostrzałem kolegów z branży. Bloga to 15-latki zakładają, nie trenerki szkolące prezesów. Miałam przez to taki wóz albo przewóz. Powiedziałam sobie idę na całość. Zaryzykuję, sprawdzę wszystkie możliwości. Jeśli nie wypali, wrócę do szkoleń. Przynajmniej nie będę sobie pluła w brodę, że czegoś nie odważyłam się zrobić. Byłam zdeterminowana by wyjść ze swojego świata trenerki.
W wieku 34 lat wpaść na taki pomysł: idę do internetu. Nie mam pojęcia na ten temat, ale się nauczę. Brzmi absurdalnie. Skąd przyszedł Ci on do głowy?
Pani swojego czasu powstała w sierpniu 2014 roku. Tutaj daty są istotne. Na wiosnę tego samego roku dołączyłam do Latającej Szkoły Agaty Dutkowskiej. Miałam wtedy pomysł na zupełnie inny biznes stacjonarny. Agata jako pierwsza pokazała mi świat internetów. Wtedy też pierwszy raz usłyszałam o takich osobach jak Ula Felek czy Marie Forleo. Jak wejdziesz na stronę Marii Forleo, zobaczysz tam te wszystkie sławne osoby połączone w taką sieć. Jak to zobaczyłam, stwierdziłam: ja pierdziu, w ogóle! Jakie tam są biznesy, jakie możliwości! Wtedy zrobiłam coś, co robię bardzo rzadko. Zarwałam noc. Wiesz, sen cenię sobie bardziej niż wszystko inne. Tak wsiąknęłam w ten internet, że całą noc spędziłam na sprawdzaniu co oni tam za biznesy tworzą. Wtedy jeszcze nie myślałam o Pani swojego czasu. Całą tę wiedzę o internecie chciałam wykorzystać do tego swojego pomysłu na biznes. Wtedy nauczyłam się jak robić stronę na WordPressie, jak te wszystkie wtyczki, serwery, domeny podłączać. Strona internetowa? Pyk, zarwana noc. Ale rano strona tam była! Wiadomo, wyglądała średnio, ale była! Moja własna! W poprzedniej firmie, jeśli bym chciała założyć newsletter, musiałabym zwołać spotkanie, przez tydzień szukać wspólnego terminu który wszystkim będzie pasować. Następnie w założeniu było 6 miesięcy dyskusji na ten temat. A w internecie? Wpisuję w Google: jak założyć newsletter. Youtube, Google i cyk! Rano mam newsletter. Uwielbiam taką sprawczość.
Ostatnio nagrywałam podcast z Dominikiem Juszczykiem na temat talentów. Dzięki Tobie odkryłam i zrobiłam test Gallupa. Chciałam się Ciebie spytać o Twoje talenty. Wiem, że na pewno masz optymizm. Jak talenty wykorzystujesz w swoim życiu, pracy? Ja mam na przykład aktywatora. Jak coś wymyślę to zaraz to jest zrobione. Przyjechałam do rodziców na wieś, stwierdziłam, że w moim czerwonym pokoju to ja nie będę w stanie pracować. Trzy dni później, mam nowe biuro. Siedziałam do 23, ale wszystko poskręcałam. Jak u Ciebie to wygląda z talentami?
Ze zdziwieniem odkryłam, że nie mam żadnego aktywatora ani osiągania (z ang. achiever). Byłam mocno zdziwiona, bo mam tak samo jak Ty. Ja uwielbiam jak mi się robota pali w rękach. Mam trzy talenty, które sprawiają że moja robota się robi. Optymista, maksymalista, strateg. Ciekawie się też uzupełniają. Sam optymista robi pracę żeby się coś działo. Strateg natomiast bierze tego mojego optymistę za fraki i go ustawia na swoje miejsce. Jak się optymista zagalopuje, to strateg go znowu za fraki. Bardzo lubię to połączenie, mam wrażenie, że naprawdę idę w tym moim własnym kierunku.
Muszę jeszcze dokończyć myśl o Pani swojego czasu. Skończyło się na odkryciu przeze mnie internetu na wiosnę. A w wakacje u mojego syna zdiagnozowano cukrzycę typu 1. Wtedy już nie chciałam jeździć po Polsce non stop kosztem nieobecności w domu. Jednocześnie byłam zafascynowana światem online. Wtedy postanowiłam zamknąć całą swoją sytuację zawodową związaną ze szkoleniami. Ogłosiłam w pracy: nie ma mnie na 2 miesiące. Musieliśmy się nauczyć choroby Jaśka, jak z nią żyć, funkcjonować. Wzięcie tego urlopu było dla mnie ogromną zmianą. Wcześniej w pracy byłam wiecznie dostępna. Choćby nie wiem co się działo, zawsze można było poprosić Olę o pomoc. Nie wiem, są wakacje, panuje dżuma? Spoko, pojedzie Ola. Trzeba przygotować ofertę na ostatnią chwilę? Poprosi się Olę. A tu nagle Ola mówi: spadajcie na drzewo. Znikam na 2 miesiące, radźcie sobie sami. I co sobie wtedy uświadomiłam, że bez mojej pomocy ten świat się nie zawalił. Że oni tam sobie umieli poradzić beze mnie.
Po tych 2 ciężkich miesiącach w domu powstała Pani swojego czasu. Siedziałam sobie przy biurku. Mętlik w głowie, że już nie chcę jeździć na szkolenia. I tak sobie powiedziałam: Ja pierdzielę, przecież JA jestem Panią swojego czasu! Ja to wszystko ogarniam, ja mam taką wiedzę, takie doświadczenie! A tu jest świat online ze swymi możliwościami. Więc dlaczego tego nie połączyć? I tak 23 sierpnia 2014 roku wszystkie puzzle się ułożyły. Tego dnia powstała strona Pani swojego czasu, Facebook, newsletter.
Trudno jest mi uwierzyć, że wcześniej byłaś na każde zawołanie. Obserwuję Ciebie od dawna i myślę, że duża część mojej pewności siebie też pochodzi z obserwowania Ciebie. Nie boisz się powiedzieć dupa. Nie boisz się założyć różowych kaloszy na nagrania live, bo masz w nosie jak to ktoś odbierze. I jak widzę jak luźną masz gumkę w gaciach, myślę sobie Ja pierdzielę! Dlaczego sama nie mogę taka być? Też chcę być taka wyluzowana! W internecie jest dużo dobrych treści i dużo takich gównianych. Dlatego cieszę się, że dosyć wcześnie trafiłam na Ciebie.
Teraz budujesz biznes, pracujesz na własnych zasadach. Wymaga to mnóstwo asertywności. Napisałaś całą kursoksiążkę na ten temat. Kiedy ta asertywność się pojawiła? Czy to wtedy, kiedy musiałaś swoje życie przeorganizować pod chorobę syna? Czy taką asertywność każdy może zbudować?
Problem polega na tym, że każdy by chciał mieć tę asertywność na zasadzie przełącznika. Włącz, wyłącz. Prawda jest taka, że budowanie asertywności to bardzo powolny i trudny proces. Praca nad asertywnością to rozbieranie takiej piramidy przekonań. Rozprawiasz się z jednym przekonaniem, a tam kolejne. Jedna kupa z głowy, a pod spodem następna.
U mnie ta praca zaczęła się w momencie powstania Pani swojego czasu, ponieważ zostałam postawiona pod ścianą. Sama zachęcam swoje obserwatorki do postawienia siebie pod ścianą. Ja nie miałam wyboru, mnie życie postawiło pod ścianą. Zapytało: czy mając 70 lat nadal chcesz robić to co teraz? Te myśli były spotęgowane tym, że myślałam o tym w szpitalu będąc z synem. Tutaj warto zaznaczyć, że jestem osobą niewierzącą. Po śmierci po prostu umrę i zniknę. Patrząc pod tym kątem stwierdziłam, że szkoda mi życia na tę pracę. Żeby było jasne, ja lubiłam tę pracę. Ale brakowało mi budowania czegoś swojego. Swojej marki osobistej. Czy gdybym znikła, ktoś by to zauważył? W tej pracy nie byłam Olą Budzyńską, byłam trenerką danej firmy. Tak zaczęło się przemodelowywanie całego mojego życia. A to ma duży związek z asertywnością.
Kiedy już odpowiedziałam sobie na pytanie nie, nie chcę tak żyć, okazało się, że by to życie mieć inne, muszę zachowywać się inaczej. Tu konkretny przykład. Kiedy jako Pani swojego czasu zaczęłam stawać się bardziej rozpoznawalna, zaczęły zgłaszać się do mnie firmy, by przeprowadzić im szkolenie. Podczas negocjacji cen padały od nich zdania: nie stać nas, za drogo. Chcemy taniej. Wtedy zaczęły silnie się odzywać moje dawne nawyki typu: jak firma nalega to ustępujemy z ceną. Ratowało mnie zadanie sobie pytania: Ale halo! Jak Ty się na to zgodzisz to to będzie krok wstecz! Czy chcesz tam wracać? Wtedy odpowiadałam: Bardzo mi przykro, ja nie negocjuję swoich cen. To jest moja cena, tego jestem warta. A oni odpowiadali po prostu: OK. I to był dla mnie szok.
Każda taka interakcja wymagała ode mnie zatrzymania się i zapytania, czy ten krok mnie doprowadzi do tego co ja chcę osiągnąć. To wymagało ode mnie takich asertywnych zachowań. Takich jak to spotkanie. Rozmawiamy po roku odkąd mnie zaprosiłaś do podcastu, zresztą nie Ty jedna. Wiesz, jakbym się zgadzała na to wszystko to nie miałabym czasu na swój biznes.
Czuję się zaszczycona, że się udało! Podcast z Budzyńską! Jak to mówią, do 3 razy sztuka. Najciekawsze jest to, że wczoraj zdecydowałam się odezwać się do Ciebie ponownie, już bez większych nadziei. A Ty do mnie: jak się jutro nie zgadamy to nigdy się nie zgadamy. No i się udało!
Wiele osób myśli, że te swoje zasady i metody z podcastu to sobie tak usiadłam i je wypisałam. A mi one bardziej przypominają procedury lotnicze –nie powstały w biurze, bo ktoś tak sobie wymyślił o, to może być niebezpieczne. Procedury lotnicze są takie a nie inne na podstawie wcześniejszych wypadków samolotowych. Moje zasady asertywności powstają w ten sam sposób. Powstały one w różnych etapach mojego życia. Każda z tych metod została gdzieś praktycznie przetestowana.
Napisałaś kursoksiążkę o asertywności. Dlaczego? Uczysz o zarządzaniu czasem, o biznesie. Ale czy nie miałaś obaw, że skoro nie skończyłam żadnej szkoły na temat asertywności, to kim ja jestem żeby tego uczyć?
Zacznijmy od tego, że nie ma żadnej książki o asertywności! Jesteśmy trochę przyzwyczajeni do tego, że na wszystko musisz mieć papier. Jest wiele zawodów na które nie zdobędziesz papieru. Po prostu nie ma takich szkół. Wracając do asertywności, są 2 powody dla których napisałam tę książkę. Pierwszy, najważniejszy: zarządzanie sobą w czasie nie opiera się na metodach i technikach. Co z tego że będziemy się uczyć metod realizacji celów, jeśli wewnątrz jesteś przekonana że nigdy Ci się nie uda. Z tak myślącymi kobietami bardzo często miałam do czynienia, z tym myśleniem chciałam się w książce rozprawić. Także najpierw myślenie, potem metody i techniki. Drugi powód. Większość kobiet widzi mnie taką jaką teraz jestem. Są przekonane, że ja się taka urodziłam. A ja chcę pokazać że to jaka jestem teraz jest tylko efektem długiego procesu zmiany. A ten proces nadal trwa.
A teraz jeśli chodzi o ebooki biznesowe i w ogóle wiedzę biznesową. Zwróć uwagę że w każdym podcaście mówię ale spokojnie, nie jestem ekspertką. Hello! Ostatnio zostałam poproszona o pomoc innej przedsiębiorczej kobiecie w zarządzaniu zespołem. Gdybym została o to poproszona podczas mojej pracy trenerki, bym wzięła temat od ręki, bez żadnego zastanowienia. A teraz, kiedy od 5 lat zarządzam ludźmi? Nabrałam znacznie większej pokory do takich zadań. Wiem, że nie ma na to jednego najlepszego rozwiązania. Dlatego przy sprzedaży zawsze powtarzam, że to rozwiązanie to tylko jedna z możliwości. A to osoba prowadząca biznes podejmie decyzję którą drogą podąży.
Akurat Twoje produkty dotyczące zarządzania czasem mnie nie interesują. Uważam się za osobę ogarniętą w tym temacie. Za to korzystam z Twoich produktów biznesowych. Wiele z rzeczy które u Ciebie przeczytałam, wprowadziłam i dopasowałam do swojego biznesu. I to działa! Także według mnie nie musisz się tym tak bardzo martwić.
Ja doskonale wiem, że one działają. W innym wypadku nie zbudowałabym na nich biznesu generującego 6 milionów rocznie. Po prostu mam alergię na ludzi uczących biznesu online, których jedynym biznesem jest uczenie o biznesie. Nie chcę być tak postrzegana.
Nie jesteś szewcem, który chodzi bez butów. Podoba mi się to. Ostatnio widziałam osobę uczącą marketingu, chociaż sama miała 300 followersów na Instagramie. Wiadomo, że marketing nie opiera się tylko na Instagramie, ale widać że ta osoba nie potrafi skutecznie zastosować własnych zasad.
Zastanawiam się też, nie boisz się mówić o swoich przychodach? Nie boisz się, że zostanie to źle odebrane?
Doskonale wiem, że może być to źle odebrane. W internetach zawsze znajdzie się ktoś, kto coś źle odbierze co powiedziałam. I oczywiście musi to głośno powiedzieć. W moim życiu nie ma czegoś takiego jak tematy tabu. Jak miałabym mówić o skutecznej strategii nie pokazując, ile na niej zarobiłam?
To też bardzo szanuję na przykład w Michale Szafrańskim. On również pokazuje wszystko na konkretnych kwotach. Ale komuś może wtedy być przykro, że on tyle nie zarabia.
Mam dwójkę dzieci. Komuś może być przykro, że on ich nie ma. Dlaczego ja mam być odpowiedzialna za to, że Tobie będzie przykro? Oczywiście o ile nie robię nic, żeby Ciebie zranić. A ja tylko stwierdzam fakt. To jest bardzo mocno związane z asertywnością.
Czytając Twojego ebooka na temat budowania społeczności, zastanawiałam się nad jednym. Czy osoba której brak pewności siebie, może budować społeczność w internecie? Doszłam do tego samego wniosku o którym napisałaś. Budowanie społeczności pomaga budować pewność siebie. Dostając tyle pozytywnego feedbacku zdobywamy dużo pewności siebie.
Pamiętajmy, że kij ma dwa końce. Uzależnianie swojej pewności siebie od tego czy dostajemy pozytywne wsparcie jest krótkowzrocznym myśleniem. Zawsze znajdzie się ktoś niezadowolony, który w bardzo dosadny sposób Ciebie o tym powiadomi. To są internety. I wtedy co? Nasza pewność siebie się załamie. Przyznam, że na początku sama szłam tym torem. Budowałam pewność siebie na podstawie otrzymanego pozytywnego feedbacku, że to naprawdę zmienia życie. Ale im tego było więcej to coraz bardziej oddzielałam się od tych pozytywnych wzmocnień. Zaczęłam patrzeć na siebie. Na to co umiem, jakim jestem człowiekiem.
Ja uwielbiam pracować. Kocham pracę. Bardzo długo byłam przekonana, że efekt mojej pracy świadczy o mnie. Że jak sobie radzę to super, ale jak nie to jestem złym człowiekiem. Bardzo długo uczyłam się oddzielać jedno od drugiego.
Tutaj mam do Ciebie pytanie filozoficzne. Jak by wyglądało Twoje życie, gdyby pieniądze nie miały znaczenia? Na przykład gdybyś miała miliard złotych czy euro. Dalej robiłabyś to co robisz? Może byś kupiła sobie jakieś drogie auto?
Z takimi pieniędzmi na pewno bym współfinansowała badania nad chorobą mojego dziecka. Zawodowo, nie sądzę by to miało znaczenie. Już teraz mam wystarczająco dużo pieniędzy. Otwieram Przestrzeń pełną czasu. Już teraz mam wystarczająco dużo pieniędzy by otworzyć drugą Przestrzeń, na przykład w Warszawie. Ale nie tak działam. Po co mam otwierać drugą jak nie wiem czy pierwsza się sprawdzi? Mam bardzo rozsądne podejście do pieniędzy. Nawet mając obecnie takie finansowe możliwości, nie ryzykuję bez potrzeby. Więc jakbym jakimś cudem odkryła ten miliard euro u siebie na koncie, dalej by tam leżały i czekały. Samochód? Nie kręcą mnie takie rzeczy. Nawet nie wiem jaki to jest drogi samochód.
Za to jest jedna rzecz, którą na pewno bym zrobiła w tej sytuacji. W Polsce można sobie kupić półwysep, za sporo milionów. On ma strasznie dużo hektarów. Pojechałabym tam z namiotem i tam bym wypuszczała psa na spacer. Województwo, jakieś tam pomorskie, gdzieś tam na północy. Jeśli byś miała to z wielką chęcią oddam te miliony.
Wiesz co, mój tata ma trochę hektarów tutaj na wsi. Teraz przeniosłam się tutaj. O wiele więcej przestrzeni, nie trzeba chodzić w maseczce. Pochwalę się, mam pieniądze to sobie kupiłam ostatnio hamak. 100zł a jaka zajebista inwestycja. Polecam!
Ja mam schodki w ogródku, na których sobie z mężem siadamy by odpocząć. Nie jest to duży ogródek, ale wystarczy. Nie potrzebuję mieć biura gdzieś na Malediwach.
To ja mam jeszcze 2 pytania, znów filozoficzne. Dużo osób pisze że pieniądze szczęścia nie dają. Zarobiłaś te 6 milionów. Wiadomo, jest to przychód, ale jednak miliony. Czy Twoje życie zmieniło się jakoś pod ich wpływem?
Pieniądze mają wpływ na bezpieczeństwo. Moje, moich pracowników, mojej firmy. Myślę, że w obecnej sytuacji pandemii jestem w cudownej sytuacji. Jak zaczęło się te całe zwalnianie pracowników, pierwszy komunikat jaki dałam zespołowi to spokojnie, jesteśmy bezpieczne. Żadnych zwolnień.
Natomiast ja nie łączę pieniędzy ze szczęściem. Nie czuję się szczęśliwsza teraz niż kiedy byłam studentką i jadłam produkty z najniższej półki w sklepie. Ale chciałabym to wyraźnie podkreślić: wielu ludzi jest w bardzo złej sytuacji finansowej. Więcej pieniędzy znacznie by poprawiło ich sytuację finansową, czyniąc ich szczęśliwszymi. Przeprowadzono nawet takie badania, gdzie stwierdzono że pieniądze dają szczęście jedynie do pewnego poziomu. Powyżej niego nie ma znaczenia wielkość Twojej pensji.
Spodziewałam się tej odpowiedzi, chciałam to jednak usłyszeć od milionerki! Jeszcze jedno pytanie. Gdyby doba miała nie 24 a 25 godzin. Co byś zrobiła z tą dodatkową godziną?
Przespałabym! Uwielbiam spać i jeść!
Super, już na sam koniec chciałam się zapytać o książki które ostatnio czytałaś. Polecisz coś fajnego? Szukałam wczoraj książek na temat budowania pewności siebie, ale trudno znaleźć takie pozycje. Możesz coś polecić w tej dziedzinie?
Czytałam dużo takich książek. Żadnej Wam nie polecę, nie ma czego. W tych dziedzinach czytam wszystko, czuję się zobowiązana do bycia na bieżąco. Większość z tych książek źle się czyta. Albo są napisane bardzo akademicko albo bardzo korporacyjnie. Czyli albo artykuł dla naukowca albo poradnik dla trenerki w korporacji. Zwykły człowiek wiele nie wyciągnie z takiej pozycji. Więc totalnie chamsko polecam swoją kursoksiążkę o asertywności i pewności siebie. Przykro mi, ale uważam że to najlepiej napisana książka w tym temacie.
Co do innych książek, ostatnio 2 książki zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Sapiens i Homo Deus. Sapiens czytałam w trakcie wybuchu pandemii w Polsce. Może dlatego tak mocno odebrałam tę książkę. A jest to książka o tym jak homo sapiens zdominował świat. Nie wiem czy kojarzysz, w szkołach uczą procesu ewolucji człowieka. Rosną tam te ludziki i na końcu jest homo sapiens. A my nie wyewoluowaliśmy w niego. My wybiliśmy inne gatunki ludzi, które wtedy istniały. Ta książka niesamowicie otworzyła mi oczy w tej dziedzinie. Uwielbiam takie książki, które wbijają gwóźdź niepewności w Twoje przekonania. Czy na pewno jest tak jak myślisz? Mi jako osobie niewierzącej przychodzi to łatwiej, podważać swoje wieloletnie przekonania. Zastanawiam się jednak, jak zareaguje na to osoba wierząca. Druga książka tego samego autora traktuje o tym, jak bycie homo sapiens przestało nam wystarczać. Jak dążymy do zostania bogami, stania się najlepszą wersją siebie. Ewolucja nam nie wystarcza, jest zbyt powolna. Nie mogę za dużo o niej opowiedzieć, jestem dopiero w trakcie jej czytania. Jak na razie jestem nią zafascynowana.
Być może trochę Ciebie rozczarowałam, nie podając żadnych książek z tematyki zarządzania czasem czy biznesu. Ale ostatnio trochę odpoczywam od tych książek biznesowych na rzecz takich książek-przemyśleń na temat świata. Mam optymistę wśród swoich talentów, a mimo to jestem bardzo pesymistycznie nastawiona do przyszłości ludzkości. A czytanie takich książek nie pomaga!
Jedyne czym mnie rozczarowałaś to tym, że nie poleciłaś niczego czego bym nie czytała. Twoją książkę o asertywności czytałam i mogę się podpisać dwiema rękami, że warto. Warto kupić w wersji papierowej, efekty widać dopiero jak wypełniamy te tabelki i robimy te zadania.
Natomiast Sapiens przeczytałam półtora roku temu. Przez tę książkę ograniczyłam jedzenie mięsa. Ta książka mi też otworzyła oczy w kwestiach wiary. Byłam wychowywana w katolickiej rodzinie, a jednak od dziecka miałam mnóstwo wątpliwości co do wiary. Dopiero po przeczytaniu tej książki poukładały mi się pewne kwestie w głowie. Więc tę książkę również mogę z czystym sercem polecić. Olu, dziękuję Ci za rozmowę! Powiem Ci, trochę się stresowałam tą rozmową.
Daj spokój, setki kilometrów na rowerze rano zrobiłyśmy! Pot razem wylewałyśmy! A Ty się stresujesz rozmową? Wino razem piłyśmy, hello!
Jakie wino?
Zaraz, dietetyczki nie piją wina. Oczywiście sok porzeczkowy i winogronowy!
Jeśli chcecie znaleźć Olę, znajdziecie ją wszędzie pod nazwą Pani swojego czasu. Jak macie problem z pewnością siebie, musicie zaobserwować tę kobietę! Jak zobaczycie, jak ona się zachowuje na live’ach, od razu Wam się gumka w gaciach rozluźni. Dzięki Olu za przyjęcie zaproszenia!
Dziękuję bardzo. Było mi bardzo miło!
Bardzo dziękuję Ci za wysłuchanie naszej rozmowy. Jeśli ta rozmowa ci się podobała i uważasz że warto podać ją dalej, koniecznie wyślij linka do tej rozmowy swojej koleżance albo udostępnij ten odcinek w swoich mediach społecznościowych. Jeśli lubisz słuchać mojego podcastu, koniecznie zostaw recenzje oraz ocenę w serwisie iTunes. Dodaj mój podcast do obserwowanych. No i słyszymy się za tydzień w poniedziałek!