Jestem osobą daleką od oceniania czyjegoś zachowania. Jeśli coś mi się nie podoba, odwracam się na pięcie, wzruszam ramionami i odchodzę. Myślę, że sama robię wiele rzeczy, które komuś mogłyby się nie spodobać. Nie chciałabym też, żeby ktoś obcy komentował moje zachowanie, bo nie zna mnie, mojej sytuacji i doświadczeń. Kieruję się zasadą: żyj i daj żyć innym. Nie mam nic przeciwko temu, że ktoś pokazuje swoją wypiętą dupę na instagramie. To nie moje życie i nie mój instagram. Nie oznacza to jednak, że ja tę dupę muszę codziennie oglądać. Całe szczęście to ja wybieram treści jakie codziennie mi się wyświetlają. Kiedyś obserwowałam takie profile w mediach społecznościowych. Już tego nie robię. Dlaczego?
Zmotywowana czy rozczarowana?
Kiedy zaczynałam się odchudzać mając 15 lat ustawiałam sobie na tapecie zdjęcie dziewczyny z płaskim brzuchem. Miało mnie to motywować do trzymania się diety, jedzenia sałaty i robienia killera chodakowskiej codziennie wieczorem. Patrzyłam w lustro, później na tapetę z piękną dziewczyną. Myślicie, że byłam zmotywowana? Chyba raczej rozczarowana. Dlaczego ona ma taki brzuch, a ja nie? Jestem przecież na diecie od tygodnia, dlaczego jeszcze nie widać efektów?
Moja droga do samoakcpetacji
Będąc nastolatką podejmowałam wiele prób odchudzania. Nastał przełomowy dzień, w którym postanowiłam, że teraz to już naprawdę muszę schudnąć. Pamiętam jak dziś tę sytuację. Pojechałam z mamą na zakupy przed bierzmowaniem mojej przyjaciółki. Byłam świadkiem i chciałam kupić sobie modne wtedy spodnie w kant i marynarkę. Mierzyłam wiele fasonów, rozmiarów. Nic na mnie nie pasowało. W końcu znalazłam jedne pasujące spodnie. W rozmiarze 44! Rozpłakałam się w przymierzalni… Za 3 miesiące miałam iść do liceum, do ludzi których nie znałam. Zaczęłam mieć obawy, że ktokolwiek zaakceptuje taką grubą dziewczynę ja ja. Musiałam coś z tym z robić.
Najpierw przestałam jeść mięso. Nie miałam pobudek etycznych. Tak było łatwiej odmówić mamie schabowego i mielonych. Jadłam mniej, przestałam jeść słodycze i pić napoje, uczyłam się pić wodę. Jeździłam rowerem przynajmniej 20 km dziennie, robiłam killera chodakowskiej. Robiłam wszystko, żeby tylko schudnąć, żeby dzieciaki w nowej szkole mnie zaakceptowały.
Udało się. Schudłam 10 kg w 3 miesiące, a do nowej szkoły poszłam jako zwykła, szczupła dziewczyna. W mojej głowie nadal byłam jednak gruba i nie wystarczająco dobra. Czytałam dużo w internecie co jeść, żeby schudnąć jeszcze bardziej. Udawałam, że jem zdrowo przed rodzicami, a nie pokrywałam nawet mojej podstawowej przemiany materii jedząc owsianki, kaszkę kukurydzianą na wodzie i twarożek. Powoli traciłam kolejne kilogramy. Przy wzroście 170 cm mając 15 lat ważyłam ponad 70 kg. Zaczynając liceum ważyłam 60 kg, a kończąc doszłam do wagi 50 kg. Myślicie, że ta waga mnie satysfakcjonowała? Oczywiście, że nie.
Tutaj, we wpisie wygrałam z anoreksją – pokazuję moją sylwetkę na przestrzeni lat.
Dopiero na studiach, mój (teraz już były) facet zagroził, że jeśli nie zacznę jeść to mnie zostawi. Wtedy bardzo mi na nim zależało, więc rzeczywiście starałam się jeść więcej. Bałam się jednak, że przytyję… Dlatego zapisałam się na siłownię. Regularnie chodziłam na wszystkie zajęcia fitness. Ćwiczyłam prawie codziennie. Czytałam wiele blogów, obserwowałam perfekcyjne ciała dziewczyn z internetu. Nadal nie miałam takiej dupy i brzucha jak dziewczyny z instagrama. Codzienne porównywanie się do tych dziewczyn podkopywało moje niskie poczucie własnej wartości.
W końcu sama założyłam bloga, żeby dzielić się rzetelną wiedzą na temat odchudzania. Zakładając bloga nie wiedziałam jeszcze zbyt wiele, bo byłam na pierwszym roku dietetyki. Dzieliłam się jednak moimi radami i przepisami. Obiecałam sobie jedną rzecz. Obiecałam sobie, że będę dawać tylko pozytywny przekaz i nigdy nie będę wrzucać zdjęć dupy na instagram.
Zdobywając wiedzę na temat funkcjonowania organizmu dochodziłam do wniosku, że EUREKA – potrzebujemy jedzenia! Zwłaszcza kiedy uprawiamy sport i chcemy prowadzić aktywne życie. Jeśli chcemy być zdrowi musimy dostarczać naszemu ciału odpowiednie pożywienie. Moje myślenie na temat tego co to jest zdrowe jedzenie zaczęło się zmieniać.
Bardzo dużo czasu zajęło mi zrozumienie, że nie powinnam porównywać się do innych, tylko do siebie z wczoraj. Wiem jak trudno jest przyswoić sobie tę informację do naszego kobiecego umysłu. U mnie nie nastąpiła rewolucyjna zmiana myślenia. Akceptowanie siebie następowało bardzo powoli. Jedzenie zawsze było ważne w moim życiu, ale od jakiegoś roku sport jest na pierwszym planie. Żeby podnosić większe ciężary, budować mięśnie, ujędrniać ciało trzeba jeść. Ja zmarnowałam jakieś 3 lata ćwicząc pośladki i jednocześnie jedząc 1800 kcal z nadzieją, że coś zbuduję. Mięśnie można budować tylko na dodatnim bilansie energetycznym. Teraz jem 3000 kcal i wręcz pragnę nabrać dodatkowych kilogramów. Uświadomienie sobie tej zależności pozwoliło mi uwolnić się z pułapki ciągłego myślenia o tym, że jem zbyt dużo.
Akceptuję siebie i jestem szczęśliwa
W poniedziałek wyjeżdżam na wakacje i chciałam pożyczyć od przyjaciółki jakieś ciuchy. Ona też nosi rozmiar 36, więc ubrania powinny pasować. Mierząc jej ubrania obie zachodziłyśmy się od śmiechu. Agata ma totalnie inną figurę. Ma duże wcięcie w talii, którego nie mam ja. Ma wąskie ramiona, ja mam plecy jak lotnisko. Myślę, że parę lat temu po wyjściu od Agaty rozpłakałabym się… bo jak to?! Nie pasuje na mnie rozmiar 36?! Przecież ja tyle ćwiczę i zdrowo się odżywiam! A no nie pasuje, bo mamy inną budowę ciała. I bluzka hiszpanka totalnie na mnie nie leży. Czy to jest powód do płaczu i znienawidzenia swojego ciała? Nie sądzę.
W tym momencie ważę jakieś 64 kg i zdecydowanie nie mam na brzuchu sześciopaku. Mam to jednak totalnie w nosie. Dlaczego? Bo potrafię się podciągać, dźwigam więcej na siłowni niż nie jeden facet, idzie mi świetnie na zajęciach pole dance. Po za tym dobrze gotuję, nauczyłam się robić całkiem fajne zdjęcia jedzenia. TO są rzeczy, które stanowią moją wartość. Nie cyfry na wadze i ilość centymetrów w talii.
Kiedyś za żadne skarby nie pokazałabym tobie tego zdjęcia powyżej. Widać na nim wiele niedoskonałości mojego ciała. Gdybym tylko chciała mogłabym trochę lepiej się ustawić, mogłabym wypiąć trochę tyłek, stanąć na palcach, wciągać brzuch, poprawić kilka rzeczy w aplikacji. Ale nie chcę. Taka jestem i nie będę okłamywać ciebie ani siebie, że jest inaczej. Po co więc oglądać codziennie wypięte tyłki dziewczyn, które często wyglądają zupełnie inaczej niż w rzeczywistości. A nawet jeśli tak wyglądają to tylko dzięki bardzo rygorystycznej diecie, godzinom spędzonym na siłowni, odmawianiu sobie każdej przyjemności i poczuciu winy, które wpędza w depresje. Ja nie chcę tracić życia na dążenie do idealnego ciała. Są ciekawsze rzeczy do robienia i lody do zjedzenia.
Dlaczego przestałam obserwować dziewczyny pokazujące dupę na instagramie? Po pierwsze nie wnosi to do mojego życia żadnej wartości. Oglądanie tych zdjęć to zwykła strata czasu. Pomimo tego, że już akceptuję siebie, to nadal jestem kobietą i jeśli mam gorszy dzień jest mi przykro, że nie wyglądam jednak lepiej. Nie patrze na te zdjęcia w myśl zasady czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Staram się otaczać osobami inspirującymi, przekazującymi dobrą energię, wiedzę albo rozrywkę. Zastanów się na co poświęcasz swój tak cenny czas. Czy warto codziennie dołować się porównując się do innych (często zakompleksionych) dziewczyn z instagrama? Lepiej ugotować sobie coś dobrego, poczytać książkę albo wyjść na spacer z przyjaciółką w tym czasie.
Nie mogę być bardziej szczęśliwa niż teraz. Mam wymarzoną pracę, przyjaciół na których mogę polegać, czas na rozwijanie pasji. Mam wspaniałych czytelników bloga! Mam poczucie misji w tym co robię. Chciałabym, żeby chociaż jedna osoba zaczęła lepiej o sobie myśleć po przeczytaniu tego posta. Zostaw komentarz lub napisz do mnie prywatną wiadomość. Będzie mi miło, jeśli się dowiem, że nie zmarnowałam twojego czasu i wniosłam do twojego życia coś więcej niż dołujące zdjęcie dupy.